"W Ulicy Strachu: Królowa balu", reżyser Matt Palmer ponownie wprowadza widzów do mrocznego miasta Shadyside, które już od dawna nie ma najlepszej reputacji. Tym razem akcja osadzona jest w roku 1988 podczas niecierpliwie wyczekiwanego balu w miejscowym liceum. Wydarzenie, które z definicji powinno być kulminacją pozytywnych młodzieńczych emocji, szybko przekształca się w nieprzewidywalny horror.
W centrum fabuły znajduje się Lori, dziewczyna, która nie cieszy się zbytnią popularnością, jednak postanawia stawić czoła wyzwaniu i wziąć udział w konkursie na królową balu. W Shadyside High walka o koronę jest nie tylko kwestią prestiżu, ale także społecznej egzekutywy, o którą każdy, kto na nią liczy, zamierza zawzięcie walczyć. Lori nie spodziewa się jednak, że jej rywalizacja o chwałę okaże się istotnie masakryczna już przed kulminacyjną chwilą imprezy.
Noc, która zacząć miała się od tańców i radości, zmienia się w makabryczny koszmar, gdy nieoczekiwanie jedna po drugiej znikają kolejne kandydatki. Co miało być wieczorem pełnym świateł i blichtru, przekształca się w tajemnicę owianą mrokiem, której rozwiązanie kryje się gdzieś w krętych korytarzach pełnej strachu szkoły.
Choć film spełnia oczekiwania miłośników horrorów z klasy B swoim klimatem latach 80. oraz stylizowanym podejściem do tego okresu, wprowadza również świeżość poprzez dynamiczne rozwinięcie fabuły i zaskakujące zwroty akcji. Jednakże niektórym widzom może brakować głębszych kontekstów czy zaskakujących tematów, co czyni z niego raczej typową krwawą opowieść, niż coś innowacyjnego w swoim gatunku.
Podsumowując, "Ulica Strachu: Królowa balu" to solidna propozycja dla tych, którzy lubują się w klasycznych horrorach o licealnych dramatach zakraplanych krwią i tajemnicami, choć potrzeba głębszego rozwinięcia postaci mogłaby dodać produkcji znaczącej wartości dodanej.